Brat Martin,
pomimo krótkiego stażu jako mnich, przejawiał szczególną pobożność, objawiającą
się w niemal wszystkich aspektach jego życia. Każdą czynność poprzedzał i
kończył modlitwą, postu przestrzegał sumiennie, spowiadał się co trzeci dzień.
Swoją gorliwą wiarą wzbudzał sympatię przełożonych, ponoć nawet parę bardziej
wpływowych dam, usłyszawszy o świeżym nabytku zakonu, postanowiło wesprzeć
działalność ordo skromną jałmużną.
Jednak kiedy przed oczami brata Martina pojawiła się szpetna plama atramentu,
wbrew swoim przekonaniom zaklął paskudnie i z frustracją zmiażdżył pojedynczą
stronicę w dłoni.
Kiedy tydzień
wcześniej ojciec Paulus powiadomił go, że w końcu znalazł dla niego odpowiednie
zajęcie, Martin był wniebowzięty. Zawsze przykładał szczególną wagę do nauki
kaligrafii, a wiele słyszał od starszych skrybów o szczególnej bliskości
człowieka z Bogiem, towarzyszącej przy przepisywaniu świętych ksiąg. Niestety,
żaden nie wspomniał o tym, że jest to zajęcie żmudne, trudne i niewyobrażalnie
męczące. Na domiar złego, nie przyszło mu obcować z pismami teologicznymi,
tylko z kroniką, napisaną z resztą dość nieciekawym stylem. Nie wspominając
nawet o błędach popełnianych przez wcześniejszego kopistę.
Martin
zmarszczył brwi, próbując odczytać zniekształcone przez czas słowo. Mimo
rozczarowania, dalej trwał w upartym zamiarze wykonania swojej pracy w
najlepszy sposób. Całe szczęście, nie wiedział, że starsi skrybowie
przepisywali teksty bez zastanowienia i większego zaangażowania – po kilkunastu
latach nadwyrężania nadgarstka wszelki zapał po prostu z nich ulatywał.
Niestety, nowicjusz Martin irytował się błędami autora, jego skrajnym
niedbalstwem, a w pewnych momentach nawet ignorancją.
Zawartość
dalszych stronic trochę go zaskoczyła. Sposób budowania zdań uległ zmianie. Nie
ulegało wątpliwości, że za zapełnienie kolejnych kart odpowiedzialna była dużo
bardziej wykształcona osoba. Matrin zapomniał na chwilę o swoim zadaniu,
zagłębiając się w treść kroniki.
„A działo się to w piętnastą rocznicę
śmierci Męczennicy Paryskiej.”
Martin
pochylił się nad tekstem, mocno zdumiony. Kronika pochodziła z XIV wieku, czyli
okresu, jaki studiował ze szczególnym zainteresowaniem, jednak po raz pierwszy
spotkał się z tym określeniem. Przez chwilę zastanawiał się, czy autor nie miał
na myśli Anny Clairet, publicznie zlinczowanej w stolicy Francji. Niestety,
Anna urodziła się prawie dwadzieścia lat po opisywanych wydarzeniach, a
nazwanie jej „męczennicą” byłoby raczej przesadne. Śmierć w męczarniach
stanowiła godną karę dla kobiety, która spowodowała w Paryżu plagę syfilisu.
Strapiony
mnich poskrobał się po głowie. Zajrzał na poprzednie karty kroniki w
poszukiwaniu rozwiązanie tej zagadki, ale nie znalazł niczego nowego. Krótka
wzmianka o wystąpieniu Palemona Prusa w Paryżu, początkowe założenia
borusjanizmu, początki Wielkiego Księstwa Polskiego…
Martin
zmarszczył brwi i wstał od pulpitu. Pospiesznie zbiegał po wąskich schodkach,
gnany przeczuciem, że odkrył coś niezmiernie ważnego.
Klasztorna
biblioteka była pusta. Brat scipturarius odbywał właśnie modlitwę. Martin,
dziwnie podekscytowany, ruszył w stronę stojących przy ścianie armariów. Z
nabożną czcią wydobył stamtąd małą, pożółkłą książkę. Codex Pomeranian, czyli pierwsze dzieło spisane w języku łacińskim
na ziemiach polskich.
Kronika, którą
przepisywał, mocno czerpała z tego tekstu. Martin ze zdziwieniem zauważył, że w
pewnym momencie autor zaczął po prostu przepisywać kolejne wersy, włącznie ze
wzmianką o Męczennicy Paryskiej. Niestety, tutaj również nie znalazł informacji
o tożsamości tajemniczej niewiasty. Cóż, najwyraźniej ta zagadka na wieki miała
zostać nierozwiązana. Młody mnich chciał już odłożyć kronikę na miejsce, kiedy
nagle zmienił zdanie. Ostrożnie otworzył kodeks na ostatniej stronicy.
Na samym dole
kartki ktoś niedbale nakreślił kilka zdań. Martin z trudem odczytał przesłanie.
„Nie znajdziesz bardziej zawodnej rzeczy nad
pamięć ludzką. Plugawi rycerze, obłudni bogacze i niesprawiedliwi królowie przejdą
do historii jako zwycięscy, ci, którzy polegli w wierze i nadziei, zostaną
zapomniani. To jest ich epitafium.”
– Boże – wyszeptał ze wzruszeniem
Martin. – To naprawdę piękne.
Potem całą noc
zastanawiał się nad tym, kto jest autorem tajemniczych słów i gdzie cała ta
pełna sekretów historia się zaczęła.
Co za szkoda,
że nigdy, przenigdy nie dowiedział się, że te wszystkie patetyczne wydarzenia,
które odcisnęły tak znamienne piętno w historii Europy, zapoczątkowała rzecz
całkowicie trywialna. Mianowicie – to, że Otto się upił.
Znowu.
~~*~~
Grüß Gott! Tak, to znowu ja. Ranulf żyje i ma się dobrze (znaczy, nadal cierpiąco) i powraca w nowej, lepszej (miejmy nadzieję) formie.
Garść wyjaśnień, co by uniknąć nieporozumień:
- ordo to łacińskie słowo oznaczające "zakon". Makaronizm absolutnie zbędny, ale autorce skończyły się pomysły na unikanie powtórzeń. :)
- scipturarius to mnich zajmujący się administracją biblioteki. Czasem pełnił też rolę bibliotekarza, acz najczęściej funkcje te były rozdzielane
- armaria to zamykane szafki, służące do przechowywania książek
- Codex Pomeranian - moje "chłopskie" tłumaczenie. Miał wyjść Kodeks Pomorski, ale ze względu na moją żałosną wiedzę o łacinie różnie to może się okazać. ;D
6 komentarze:
Nie mogłam się wręcz opanować i porzuciłam biologię na rzecz Ranulfa. Czy, póki co, brata Martina. Jak na Ciebie to faktycznie "poważnie", ale lekkiego i humorystycznego stylu nic nie zbije, chyba nie wiem jak byś się starała ;D Ale myślę, że to dobrze, bo równowaga w naturze być musi. Jak na prolog całkiem długo, ale mimo to świetnie - czytało się gładko (pomimo historycznych wzmianek, które czasem potrafią popsuć płynność) i oczywiście zaintrygowało. Szczególnie ostatnio zdanie o Otcie, ech. Masz w planach pozmieniać sylwetki bohaterów czy pozostawisz ich takimi, jakimi byli? ;>
A, tak na marginesie, wkradło ci się powtórzenie: "kiedy przed oczami brata Martina pojawiła się szpetna plama atramentu, wbrew swoim przekonaniom zaklął szpetnie" - szpetna, szpetnie. Szpetny ten brat Martin coś :3
Chyba będę musiała wybrać się na bosą pielgrzymkę do Jerozolimy, może trud wędrówki wywieje mi głupoty z głowy. xD
To właściwie dobre pytanie - bohaterowie mogą wydawać się trochę inni, ale ich główny zarys pozostał bez zmian. Na pewno zyska na tym Otto, który drastycznie wymagał dopracowania. :D
Oż, przeoczyłam! Już poprawiam, dzięki wielkie. :3
Czy ciekawi Cię dawny, magiczny świat? Świat smoków, miłości, nienawiści, śmierci, wojen, spisków, namiętności i przeznaczenia? Chciałbyś poznać tajemnice i sekrety władców, upadłych bogów. Zagłębić się w świat legend i mitów? Jeśli tak - zapraszam na LUSTRO-ZLUDZEN.BLOGSPOT.COM Poznaj ten świat, dowiedz się o zagładzie Starego Miasta. Dowiedz się o Snach. Shauu_ (Bardzo przepraszam za spam i ignorancję wobec bloga, na którym się reklamuję, jednak próbuję jakoś zyskać czytelników. Jeśli ktokolwiek w odpowiedzi wejdzie na mojego bloga, przeczyta i oceni - bez wyjątku odwdzięcze się tym samym. Zapraszam w wolnej chwili! )
Ale ślicznie się zapowiada, ale coś widzę, że ostatni post był dawno temu, łaj? Napisz coś koniecznie, bo zainteresowała mnie strasznie ta kobieta i te słowa! Och, piękne! I przede wszystkim prawdziwe! :)
BOOO ZAAACZNĘĘ SPAAAMOOOWAĆ :C
Wyjdę na krakowski rynek, przebiorę się za jakiegoś, nie wiem, elfa i skandując "CHCE-MY RA-NUL-FA!" zrobię paradę równości wobec albinosów. I wszyscy pouciekają*, no weź. Tego byśmy nie chcieli, przecież wszyscy tak się cieszą, że turyści Kraków kochają całym serduchem, nee? :3
*Pomijając chińczyków/japończyków/koreańczyków i innych skośnych, którzy zabiorą się za robienie zdjęć.
Ha ha! Znalazłam! Czy to jest białowłosy Niemiec? :D Nawet jeśli nie, to i tak cieszę się, że go odszukałam w czeluściach internetu. Wszystkie Twoje teksty - nieważne o czym - bardzo mi się podobają i mówię Ci, powinnaś kiedyś wydać książkę.
Tylko jak tak patrzę... prolog dałaś tu dosyć dawno temu... Mam nadzieję, że to jednak jest ten Niemiec, bo w końcu miałaś się nim zająć, a to by znaczyło, że niebawem będzie można przeczytać pierwszy rozdział :)
Prześlij komentarz